Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/timendum.do-sredni.swinoujscie.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/server350749/ftp/paka.php on line 5

Warning: Undefined array key 1 in /home/server350749/ftp/paka.php on line 13

Warning: Undefined array key 2 in /home/server350749/ftp/paka.php on line 14

Warning: Undefined array key 3 in /home/server350749/ftp/paka.php on line 15

Warning: Undefined array key 4 in /home/server350749/ftp/paka.php on line 16

Warning: Undefined array key 5 in /home/server350749/ftp/paka.php on line 17
nie stało. W

bębniła o bruk. Alec wyciągnął ku niej rękę, czekając, by ją ujęła. Przez chwilę patrzyła na

- No to świetnie! - Nim zdążył się zorientować, co się święci, posadziła mu Henry'ego na kolanach.
- Witam cię łaskawie, mój ambasadorze - powiedział Król królewskim tonem.- Wszak podczas ostatniej audiencji
- Przyniosłem mu coś. - Podał jej pluszowego misia i uśmiechnął się jeszcze szerzej na widok jej zdumionej miny.
na odpowiedzialność - przekonywał z zapałem. - Zostawi¬my kogoś przy Henrym, a sami...
- Pewnego dnia przyszedł do mnie pewien człowiek i poprosił, bym dał mu pracę. Uprzedziłem go, że praca będzie

Mały Książę, mocno przytulając Różę do siebie.
- Czy ten mężczyzna panią napastuje?
kompletnie stracimy rozsądek, dobrze? Beck skinął głową obcesowo, a Huff wymruczał coś pod nosem. Chris potraktował to jako sygnał do kontynuacji wywodu. - Jak to zauważył Beck, pani Paulik może zmienić zdanie. Na pogotowiu trochę jej odpaliło, nic dziwnego, w takiej traumatycznej sytuacji. Pewnie odgrywała scenkę, którą zobaczyła wcześniej w Ostrym dyżurze. Założę się, że dziś jest inaczej. W bezlitosnym świetle dnia rzeczywistość wygląda znacznie mniej kolorowo. Może z większą chęcią przystanie na ugodę. Po drugie, Billy Paulik zawsze był wzorowym pracownikiem. Nigdy nie sprawiał kłopotu. Kiedy dojdzie do siebie, zapewne sam przyzna, że postąpił niewłaściwie i to był jego błąd, nie nasz. Będzie zbyt zażenowany, żeby ciągać nas po sądach za wypadek, który nastąpił nie z naszej winy. Huff zastanowił się przez chwilę nad argumentami Chrisa, po czym zwrócił się do Becka: - Widziałeś jego żonę. Co o niej sądzisz? Przemawiała przez nią histeria? - Mam nadzieję, że Chris ma rację, ale płacicie mi za to, żebym rozważał najgorsze scenariusze. Wczoraj w nocy pani Paulik wyraziła się nader jasno o swoich planach wobec przedsiębiorstwa. - Zamierza nam urwać jaja? - Myślę, że powinniśmy się przygotować na taką ewentualność, a przynajmniej na bardzo nieprzychylną krytykę ze strony społeczeństwa. - W takim razie spróbujmy zażegnać konflikt - rzucił Chris, wciąż usiłując załagodzić sytuację. - Powstrzymajmy ją, zanim na dobre się rozkręci, zademonstrujmy naszą dobrą wolę. Zaoferujmy ich dzieciakom sponsorowaną wyprawę do „Toys 'R' Us". Wyślijmy nowiutkiego, lśniącego suva do ich garażu. A może opłaćmy za nich czynsz za rok z góry? Ta rudera, w której mieszkają, nie może zbyt wiele kosztować. - To nasza rudera - powiedział Huff. - Jest jednym z wynajmowanych przez nas mieszkań. - Tym lepiej. Możemy ją odmalować, przeprowadzić remont, zainstalować grill w ogródku. Po tym wszystkim założę się, że pani Paulik zastanowi się dwa razy, zanim pozwie nas do sądu. Zwłaszcza że może przegrać. Beck, jestem pewien, że potrafisz ją o tym przekonać. Bo inaczej musielibyśmy wyrzucić ją ze świeżo odnowionego domu, odebrać samochód i wszystkie inne prezenty. - Co o tym myślisz? - Huff spojrzał na Becka. - Przypuszczam, że nie zaszkodzi spróbować. Polecę komuś z biura, żeby przygotował pakiet dobrej woli, zaczynając od suva. - Ja zaś, żeby wytrącić jej z rąk argument o niebezpiecznych warunkach pracy, nakażę wyłączenie podajnika do czasu jego naprawy - dodał Chris. - Już został wyłączony. - Od kiedy? - Chris spojrzał na Becka. - Od godziny. - Na czyje polecenie? - Moje. Chris poczuł przypływ złości. Był kierownikiem produkcji, ale najwyraźniej Beck mało sobie robił z jego pozycji. - Przepraszam, jeżeli przekroczyłem swoje kompetencje, Chris, ale dziś rano odwiedziłem halę fabryczną, żeby ocenić sytuację. - Od tego jest George Robson. - Był tam, napuszony jak zwykle i równie nieużyteczny. Każdy idiota potrafiłby zrozumieć, że podajnik powinno się wyłączyć. Pomyśl, jak reszta pracowników odebrałaby brak takiej reakcji. Zupełnie jakby to, co zdarzyło się Billy'emu Paulikowi, nie miało dla nas żadnego znaczenia.
- Oczywiście, mnóstwo! - zaczął Próżny, lecz nagle zmarkotniał. - To znaczy...
- Przepraszam, nie powinnam była o tym wspominać. Zrozum jednak, co próbuję ci powiedzieć. Tym miejscem musi wreszcie zacząć ktoś zarządzać. Nie można znów zostawić tych ludzi zupełnie samych i zawieść ich tylko dla¬tego, że w przeszłości...
- Akurat!
Naprawdę musiał stąd uciekać, i to jak najprędzej. Byle jak najdalej od niej! To wszystko okazało się znacznie groźniejsze, niż przypuszczał. Mało brakowało, a przepadłby z kretesem. Nawet nie śmiał myśleć, co to wszystko mogło oznaczać.
Później cicho odszedł na bok i bardzo dokładnie sprawdził, czy gdzieś na planecie nie znajdują się jakieś gąsienice.

szczerych chęci nie potrafił nadać głosowi innej barwy. Po prostu jakoś wolał nie

i położył obok siebie.
Pani Burchett osłupiała.

Spiorunowała go wzrokiem.

blisko… I jeszcze rozsiewał dookoła ten słodki zapach. Czyżby dzisiaj spryskał się
monet. - Włóż je do torebki.
zamiaru mówić jej o lady Campion.

- Witaj!... Mam dla ciebie niespodziankę... Pozwól jednak, że najpierw przez chwilę zajmę się sobą...

wdzięczności, nadal utrzymując Parthenię w przekonaniu, że to jej własny pomysł. - Zrobię
- Jakiś dziwny się zrobiłeś ostatnio. Wszystko w porządku?
Spojrzała na niego gniewnie. Nie ufała jego uprzejmości ani ofercie gościny.